Blaze Bayley – Człowiek, który nie umarł - relacja z występu w warszawskiej Progresji

  • 02 June, 2015
  • Piotr Sagański

Sobotni koncert w Progresji był moim drugim koncertem byłego wokalisty Iron Maiden – ostatni raz widziałem i podziwiałem go rok temu w poznańskim klubie „U Bazyla” . Przejdę od razu do głównego aktora sobotniego wieczoru – supporty pomijam celowo, gdyż ich po prostu nie zobaczyłem. 

Na 20 minut przed koncertem, wszyscy zgromadzeni w mniejszej sali warszawskiej Progresji mieli szansę na spotkanie z wokalistą, krótką rozmowę oraz pamiątkowe zdjęcia i autografy. Tutaj kłania się atmosfera klubowych koncertów, które są o wiele ciekawsze i bardziej intymne niż te festiwalowe. Blaze był w bardzo dobrym nastroju – uśmiechnięty, osobiście dziękował za przybycie każdemu, który odważył się odbyć z nim krótką konwersację.

Po wejściu na scenę ten pogodny, miły człowiek stał się momentalnie jak bestia – żywa gestykulacja, groźne miny, ochocze zachęcanie publiczności do żywego uczestnictwa w koncercie.

Zaczęli od „Born as A Stranger”, „The Brave”,” The Launch” z repertuaru zespołu Blaze. Chwile później można było usłyszeć pierwszy tego wieczoru utwór z ery Blazea z Iron Maiden – „Futureal”. Warto wspomnieć, że podczas tej trasy Blaze promował zremasterowany z okazji 15 lecia album „Sillicon Messiah”, dlatego nie zabrakło też tego tytułowego utworu. 

Blaze bardzo zżył się z publicznością – ze sceny próbował niemalże wejść w nią, łapał fanów za głowę i przytykał do swojej dalej śpiewając – spotkało się to z bardzo dobrym odbiorem.

Ostatnia część koncertu to klasyki Iron Maiden z czasów kiedy Blaze był głównym wokalistą –„Lord of the Files”, „The Clansman”, a koncert zakończył utworem „Man on the Edge”.

Po raz kolejny Blaze Bayley pokazał, że jego kariera to nie tylko Iron Maiden. Tego wieczora zaprezentował utwory ze wszystkich swoich płyt, które były po prostu rewelacyjne. Mimo upływu lat jego głos nadal pozostaje nieskazitelnie czysty i mocny. Blaze często powtarzał, że nie reprezentuje go żadna duża wytwórnia muzyczna, a on sam dla siebie jest wydawcą. Dziękował wszystkim za wsparcie i za przybycie na koncert. Szkoda tylko, że na koncercie była dosłownie garstka ludzi, a mniejsza sala była nie była nawet zapełniona w połowie.


Blaze Bayley – Człowiek, który nie umarł - relacja z występu w warszawskiej Progresji" data-numposts="5">

Nadchodzące wydarzenia